Zbigniew Kuźmiuk na swoim blogu poruszył ciekawą kwestię językową , która ilustruje mechanizm zaszczuwania przeciwnika w debacie publicznej. Chodzi o słowo "zbrodnia", które padło z ust Antoniego Macierewicza na pierwszym spotkaniu zespołu parlamentarnego
Zwróciła na to uwagę nawet red. Małgorzata Łaszcz w Loży Prasowej 25 lipca.
A ja o tym pisałam wcześniej na blogu Piotra Matejczaka:
"Macierewicz NIE NAZWAŁ tragedii 10 kwietnia ZBRODNIĄ. Słowo to pojawiło się w pierwszym momencie jako przejęzyczenie ( podobnie jak wiceprzewodniczącego rosyjskiej komisji nazwał przedstawicielem państwa POLSKIEGO - tego nikt nie zauważył !). Przejęzyczenie ze "zbrodnią" wychwyciła dziennikarka TVN24, bo to smakowity kąsek, potem włączył się inny dziennikarz i rozpoczęła się wokół tego słowa długa wymiana zdań, w której Macierewicz bardzo dobitnie stwierdził, że NIE NAZYWA tej katastrofy ZBRODNIĄ, natomiast w pracach tej komisji, podobnie jak wojskowej komisji ds. katastrof, badane będą wszystkie wątki." TE ZDANIA JUŻ DZIENNIKARZY NIE INTERESOWAŁY. Proszę odsłuchać nagrania.
Błędem, poważnym błędem Macierewicza było brnięcie w obronę tego przejęzyczenia. On nawet nie zauważył, kiedy użył tego słowa. Nie umiał przyznać się, że coś zrobił nieświadomie. I poszły konie po betonie...
Nie jestem entuzjastką nominowania Antoniego Macierewicza na przewodniczącego komisji parlamentarnej, ale trudno nie zauważyć METODY SZCZUCIA, jaką posługują się przeciwko niemu media we współpracy z przeciwnikami politycznymi. Macierewicza.